Najlepsze
książki to te, które wywołują u czytelnika silne emocje:
radość, smutek, strach, współczucie... Wiadomo wówczas,
że autor nas zaczarował, wciągnął w swoją opowieść. Pamiętam
o tym szczególnie podczas czytania horrorów, które
z założenia mają mnie przestraszyć, jednak w przypadku tekstów
Jacka Ketchuma, według wielu jednego z najlepszych współczesnych
pisarzy grozy, sprawy mają się nieco inaczej. Jego książki
odwołują się do uczuć głębszych, mniej „pierwotnych”: żalu,
wynikającej z niego złości i wreszcie bezsilności. Jeśli
mieliście okazję (napisać „przyjemność” byłoby sporym
przekłamaniem) zapoznać się z „Dziewczyną z sąsiedztwa” jego
autorstwa, wiecie, co mam na myśli. Czy jednak jest tak również
w przypadku najnowszej powieści Ketchuma - „Jedynego dziecka”?
Powiedzmy
sobie szczerze: umieszczony z tyłu okładki skrót fabuły, w
pierwszej chwili przywodzi na myśl filmy obyczajowe z cyklu „Okruchy
życia”. Historia obraca się wokół losów pozornie
zwyczajnej amerykańskiej rodziny, gdzie dziecko jest bezbronną
ofiarą, matka marzy przede wszystkim o spokojnym, pełnym miłości
życiu, ojciec zaś przejawia skłonności do przemocy, których
nawet nie musi stymulować alkoholem. Na pierwszy rzut oka nic
nowego; temat smutny, ale przeżuty i wypluty już nieraz. Gdy jednak
zagłębimy się w lekturę, ujrzymy nie tylko dokładne studium
psychologiczne pierwszorzędnego psychopaty, ale także narodziny
rodzinnej tragedii. Będzie temu towarzyszyło chłodne, a przez to
jeszcze mocniej uderzające w czytelnika, przedstawienie postawy
wymiaru sprawiedliwości wobec tak poważnego społecznego problemu.
Dlaczego
zatem tak mało odkrywcza historia nie tylko nie pozwoliła mi
oderwać się od „Jedynego dziecka”, ale też spowodowała, że
kilkakrotnie zacisnęło mi się gardło?
Ważnym
czynnikiem jest z pewnością styl autora. Brak w nim wszelkiego
rodzaju ozdobników; zdania są krótkie, surowe,
przekazują nawet najbardziej dramatyczne informacje w sposób
bezpardonowy i absolutnie dosłowny. Jednocześnie Ketchum korzysta z
bogatego słownictwa, dzięki któremu każda sytuacja jest
klarowna (czasami nawet aż za bardzo...). Poprzez akapity,
składające się nierzadko tylko z jednego, ale za to mocnego
zdania, buduje niesamowite napięcie. Także wypowiedzi bohaterów
są zwięzłe, dialogi brzmią bardzo naturalnie, nie sprawiają
wrażenia przegadanych i przeciąganych na siłę.
Narzędzia
pierwszej próby umożliwiły stworzenie naprawdę
sugestywnego, klimatycznego tła. W prozie Ketchuma nawet zadbany
ogród, w którym nie brak wypielęgnowanych klombów,
imponującego kącika warzywnego i malowniczego plastikowego
trójkołowego rowerka, to w rzeczywistości scena dla
prawdziwej zbrodni. Nie inaczej jest tym razem. Z początku wydaje
się nam, że trafiliśmy do typowego amerykańskiego domu, nagle
jednak okazuje się, że znaleźliśmy się w samym środku piekła.
Najbardziej przeraża nie ojciec znęcający się nad dzieckiem, nie
biurokratyczna obojętność, z jaką odnosi się do tej sytuacji
wymiar sprawiedliwości, ale fakt, że oto czytamy historię, która
równie dobrze mogłaby wydarzyć się tuż obok nas.
Podobnie
jak w przypadku poprzednich wydanych w Polsce powieści Ketchuma,
Papierowy Księżyc odpowiednio zadbał o techniczną i graficzną
stronę książki. W samym tekście nie zauważyłam rażących
błędów, tłumaczenie stoi na wysokim poziomie. Jedyne co
drażni, to nieco za duża czcionka i irytująca kursywa, od której
jest niekiedy aż gęsto - ma ona podkreślić coś, co równie
dobrze czytelnik mógłby uznać za ważne samodzielnie, bez
graficznej podpowiedzi. Okładka, wyposażona w efektownie
błyszczące, chociaż trochę przedramatyzowane rozbryzgi krwi,
intryguje, a także stanowi swego rodzaju ostrzeżenie...
Oto
„Jedyne dziecko”. Książka, która Cię nie zrelaksuje.
Nie umili Ci czasu. Nie rozbawi, raczej nie wzruszy, a za to głęboko
zasmuci i wywoła złość na obojętność wobec tragedii, których
w codziennym życiu nie brakuje. Jest to jednak kawał dobrej, mocnej
prozy, która stanowi zarazem odzwierciedlenie naszej
rzeczywistości: okrutnej i niesprawiedliwej, czy nam się to podoba,
czy nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz