poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Top kwietnia 2012 (wersja rozszerzona)

Jako że ostatnio treść topki była bardzo niesatysfakcjonująca i nie obfitowała w elementy, które można uznać za zaje... za bardzo interesujące, świetnie wykonane i miłe dla oka czy ucha, podsumowanie kwietnia będzie wyglądało inaczej.

 Zamiast użalać się na maturę, postaram się zestawić tu nie tylko znaleziska, które sprawiły, że ten miesiąc stał się lepszy, ale głównie te, które ubarwiły mi dopiero co ukończone liceum. Wezmę więc pod uwagę po prostu trzy ostatnie lata.

A  żeby nie było za długo, amputowałam tej topce sekcję gier - w myśl teorii, że gry często pożerają nasz czas, a w zamian dają niewiele. [co jest oczywiście całkowitą bzdurą]

*     *    *


2009/2010
 
LITERATURA

Rok obfitujący w Kinga oraz pozycje przypadkowe i, co gorsza, większość z nich zasługuje na umieszczenie tutaj. Jak wybrać najciekawszą książkę spośród perełek takich jak "Dziewczyna z sąsiedztwa", "Misery", "Paragraf 22"? Z naprawdę WIELKIM trudem decyduję się na jedną. Niech będzie nią...


..."Wielki Marsz" Stephena Kinga. Powieść o chodzeniu, która zglanowała moją wyobraźnię, bezlitośnie przemaszerowała po tej części mózgu, która odpowiada za pomysłowość, a na koniec strzeliła w plecy rozsądkowi, karząc iść, nie zatrzymując się nawet na moment. Można oczywiście powiedzieć - jak przy niemal każdej książce Kinga - że historia ta ze względu na konstrukcję nie jest zbyt zaskakująca, że epatuje przemocą, że dziwna, że o niczym... Ale po co? Zamiast tego proponuję po prostu ruszyć z bohaterami w Wielki Marsz i spróbować dojść do końca. 



MUZYKA

Rok tak zwanej muzyki epickiej, która zazwyczaj towarzyszy trailerom gier lub filmów, czasem też sprawia, że wizualnie nędzna reklama zapada w pamięć lub chociaż nie drażni. Jest to jeden z tych gatunków muzyki, które mimo różnorodności są mało znane, trudno dostępne i niełatwo wśród nich namierzyć utwory po prostu idealne. Mi się udało. Na oko setkę razy. Wśród znanych mi wytwórni prym wiedzie - z miażdżącą liczbą ponad 5,000 odtworzeń na samym last.fm - Two Steps From Hell




2010/2011

 LITERATURA

Naprawdę dużo czytania - po spadku tempa w czasach gimnazjum i pierwszej liceum tu nastąpił cudowny rozkwit apetytu na książki. Zaowocowało to wieloma pozycjami, które muszę uznać po prostu za niezwykłe ("Metro 2033", "Fight Club", "Jestem legendą"). Tym razem jednak na prowadzenie wyraźnie wysuwa się tytuł wielokrotnie przywoływany na łamach Butelki Rudego, czyli...




 ..."Gra Endera" Orsona Scotta Carda. Nudna jestem, nie? W tym punkcie nawet nie wypada mi za bardzo się rozpisywać, zamiast tego odeślę więc do recenzji (o TUTAJ).


.



MUZYKA

Początek mieszania różnych stylów muzycznych na jednej liście odtwarzania. Obok utworów symfonicznych w moim odtwarzaczu można było znaleźć także rock, inde, fortepianowe/skrzypcowe plumkanie... Czego dusza zapragnie. Jednym z najważniejszych odkryć było jednak zorientowanie się, że kategoria powszechnie znana jako "soundtrack" kryje w sobie prawdziwą kopalnię świetnej muzyki - tak z filmów, jak i z gier. Ikoną tej idei prawdopodobnie na zawsze będą dla mnie kompozycje Akiry Yamaoki.




2011/2012

LITERATURA

Wprawdzie musiałam tu zwolnić z czytaniem z powodu zbliżających się egzaminów, ale to nie przeszkodziło mi w natknięciu się na kilka interesujących pozycji, z których do większości przymierzałam się ju od dawna. Na pierwsze miejsce jednak wysuwa się tytuł absolutnie przypadkowy, którym jest...

 ..."Żuk w mrowisku" Arkadija i Borysa Strugackich. Nigdy nie spodziewałam się, że rosyjskie science fiction tak bardzo przypadnie mi do gustu. W przeciwieństwie do faworytów z poprzednich lat ta pozycja nie wryła mi się w mózg z siłą wiertarki udarowej. Nie musiała. Przyjemność z zapoznawania się z tą książką była tak wielka, że wystarczyła, bym pokochała styl Strugackich i niezwłocznie zapolowała na następne ich książki. (Uczciwie należy dodać, że wielki wpływ na sukces w moich oczach [uszach] miał Roch Siemianowski, który sprawił, że audiobook był po prostu znakomity pod względem odbioru)




MUZYKA

Post-rock. Dużo post-rocka, jeszcze więcej post-rocka, niekończące się post-rockowe odkrycia, za każdym razem zachwycające i fascynujące. Gatunek ten trafił w moje gusta idealnie, łącząc w sobie harmonię dźwięków, której szukam w muzyce instrumentalnej, i często niesamowite gitarowe riffy (także te "z wykopem"), których doszukuję się w rocku. Brak wokalu jest o tyle pomocny, że zazwyczaj muzyki słucham przy pracy i ewentualne skupianie się na tekście piosenki po prostu mnie rozprasza. Jako pierwszy z pomocą przyszedł odnaleziony przez przypadek zespół 65daysofstatic.


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Blogowa zabawa - czytelnicze FAQ

Dziś w planach miły przerywnik, czyli zabawa, którą podpatrzyłam na innych blogach. 
Robię zarówno dla relaksu, jak i dla uczczenia Światowego Dnia Książki.
[skoro niestety nie mogę tego zrobić przez zaczytanie się na całą noc]
 
1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
W nocy. Rano najczęściej śpię jak zabita albo robię coś, przez co nie mam czasu na czytanie. Po południu sięgam po książkę wyłącznie wtedy, gdy czeka na mnie coś bardzo wciągającego. Wieczorami najczęściej piszę, tak więc utarło się, że czytam po dziesiątej... i do oporu. Czyli zazwyczaj do rana. I w ten oto sposób wpadam w pętlę czasu.
 
2. Gdzie czytasz?
Niemal zawsze w domu, w swoim pokoju, ale z braku innej możliwości mogę to robić wszędzie: w szkole, w środku komunikacji miejskiej, szpitalu, idąc ulicą, czekając na coś... Tak naprawdę każde miejsce jest dobre, jeśli lektura wciąga.

3. W jakiej pozycji czytasz najchętniej?
Leżąc na plecach albo w inny sposób łamiąc sobie kręgosłup w łóżku - ale nigdy leżąc na brzuchu. Czasem zdarza się również, że wyciągam się na krześle przy biurku, zakładam nogi na blat i wtedy biorę książkę. Niestety, pozycja ta grozi skrzywieniem pleców oraz rozbiciem sobie głowy o podłogę lub kant mebla, gdy z obrotowego krzesła wypadają kółka.

4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
W zasadzie fantastykę, w tym horrory, ale lubię również dobre thrillery. Prawda jest taka, że rodzaj książki nie jest ważny, jeśli tylko styl, jakim została ona napisana, mnie zachwyci albo przynajmniej bardzo zainteresuje. Raz się nawet uparłam i przeczytałam podręcznik do psychologii społecznej (opisy świetnych eksperymentów, buahaha), ale raczej nieprędko tę sztukę powtórzę.

5. Jaką książkę ostatnio kupiłeś/aś albo dostałeś/aś?
Aaach, kiedy ja ostatnio byłam w księgarni, chlip...Zdaje mi się, że moim najnowszym nabytkiem jest pozycja grudniowa, prawie-podchoinkowa i baaaardzo niespodziewana, czyli wspomniane w trzecim stosiku "Mówi Warszawa". To ostatnia z "dostanych"; z kupionych pakiet zdobyty parę dni wcześniej: "Rozgwiazda" i "Dom na Wyrębach".

6. Co czytałeś/aś ostatnio?
"Tango" Mrożka - niby do szkoły, ale tak naprawdę to jedna z niewielu lektur, którą przeczytałam dla siebie, a nie z przymusu nauki i sumienia. Oprócz tego "Lot nad kukułczym gniazdem" Keseya - cudo, polecam.

7. Co czytasz obecnie?
Vademecum od historii...? A tak an serio "Ptaśka" Whartona. Po około trzydziestu stronach muszę przyznać, że jest lepiej, niż sądziłam, tym bardziej więc żałuję, że brak mi czasu, by wciągnąć się na dłużej.

8. Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, jakie one są?
Niszczę ludzi, którzy zaginają rogi, bo nie chce im się używać zakładek. Serio, strasznie mnie to drażni. Sama używam zakładek "zdobycznych" - na przykład otrzymanej podczas wycieczki w Sejmie zakładki z laską marszałkowską. Mam też jedną biało-czarno-wściekle różową z napisem MATURA. Wyrzucę ją już za miesiąc.
 
9. Ebook czy audiobook?
O, trudne pytanie. Właściwie audiobooków mam za sobą niewiele, a ebooków - całkiem sporo. Myślę, że bardzo dużo zależy od tego, jak książka jest podana. Audiobooki mogą być szczególnie łatwo zdyskwalifikowane ze względu na lektora. Jak dotąd miałam w tej kwestii szczęście ("Przenicowany świat" czytany przez Siemianowskiego, och i ach!), ale ze względu na wymagania bezpieczniej jest wybrać ebooka. Czytanie z ekranu telefonu komórkowego nierzadko ratuje przed zniszczeniem czegoś z nudów. A tak w ogóle to papierowe i ich zapach!

10. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
To też niełatwa kwestia. W dzieciństwie czytałam bardzo dużo i pewnie część tytułów kompletnie uciekła mi z pamięci. Szczególnie miło wspominam "Dynastię Miziołków" Joanny Olech  i niemal wszystkie książki Niziurskiego i Musierowicz, uczciwie muszę też przyznać, że bardzo lubiłam "Harry'ego Pottera" i "Atramentowe serce".

11. Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?
Od roku moje zdanie jest takie samo: Andrew Wiggin, znany szerzej jako Ender. Na razie nikt nie jest w stanie go pobić. Z jednej strony uwielbiam w nim niesamowity intelekt, zdolność planowania i analizy faktów, choćby pod presją, a z drugiej - niesamowitą empatię, która sprawiała, że nigdy do końca nie wygrywa. Absolutny faworyt. Gdzieś w tle są również: Rudy ze "Złodziejki książek", Yossarian z "Paragrafu 22", Groszek również z sagi Endera, Vuko z "Pana Lodowego Ogrodu", Śmierć i Vetinari ze Świata Dysku... No, trochę ich jest. Wszyscy są świetnie wykreowani i mają w sobie coś, za co ich lubię i cenię.

sobota, 14 kwietnia 2012

"Łups", Terry Pratchett

Sir Terry Pratchett to jeden z pisarzy, którzy piszą stylem tak specyficznym i oryginalnym, że albo się ich kocha, albo całkowicie nie trawi. Ze świecą szukać drugiego autora serwującego tak niesamowity miks fantasy i lekko satyrycznego, a zarazem subtelnie zabójczego humoru - dławienie się śmiechem podczas czytania Świata Dysku to atrakcja wliczona w cenę biletu. Mnie osobiście magia tego świata porwała dopiero za drugim podejściem, ale jak już się wciągnęłam, toooo... Kolejną część połknęłam w kilka dni. I mimo że nowsze tomy uważane są za słabsze, „Łups!” dla mnie w żadnym wypadku słabszy nie jest.

„Łups!” to kolejna część poświęcona Straży Miejskiej Ankh-Morpork, a szczególnie stojącemu na jej czele Samowi Vimesowi. Komendant Straży ma nie lada problem: krasnoludo-trollowe nastroje w mieście uległy znacznemu pogorszeniu. Już wcześniej pozostawiały one sporo do życzenia, lecz gdy ponownie zrobiło się głośno o pamiętnej bitwie w dolinie Koom, jedni chwycili za topory i chleb bojowy, drudzy za maczugi i – nierzadko – zęby tych pierwszych. Jakby tego było mało, dochodzi do morderstwa, które jeszcze podgrzewa atmosferę. Sam ma też na głowie kolejny prezent od Patrycjusza, czyli wampira w Straży. A każdego dnia równo o szóstej musi znaleźć się przy łóżeczku Młodego Sama, by dopełnić arcyważnego Ojcowskiego Obowiązku...

Konstrukcja każdej książki z serii Świata Dysku jest podobna: obok pozornie głównego wątku występuje kilka pozornie pobocznych, które jednak okazują się mieć znaczenie większe, niż czytelnik przypuszczał. W przypadku „Łups!” chodzi o wspomniane wcześniej problemy trapiące Vimesa – postać komendanta jest w tym tomie rozwinięta zadziwiająco dokładnie - a także sprawy wewnętrzne Straży. Znamienne dla Pratchetta jest to, że za każdym razem przedstawia nam dobrze znane postaci w nowy sposób, poszerzając ich rolę, pogłębiając charakterystykę. W rezultacie każdy strażnik i bardziej towarzyski (lub mniej, ale mający bardziej na pieńku z prawem) mieszkaniec Ankh-Morpork jest dla czytelnika jak dobry stary znajomy. Tym samym „Łups!” to spacer po znanym miejscu, pośród przyjaciół – jak kolejny odcinek ulubionego serialu, poprzednim razem będącego czystym fantasy, teraz zaś pełnokrwistym kryminałem.

Właśnie – jak się ma sprawa wątku kryminalnego? Nie jestem fanką tego gatunku i spotykam się z nim sporadycznie, więc wystarczy mi, gdy dobrze się bawię przy lekturze. Nie potrzebuję do tego zawiłych intryg, podejrzeń, zdrad i czystych zbrodni. Prawdę mówiąc, preferuję morderstwa brudne, wydarzenia na wielką skalę i zakończone w sposób epicki, a wszystko to podlane mocnym, działającym na wyobraźnię klimatem. W „Łups!” brak przynajmniej części tych czynników całkowicie wynagradzały wszystkie absurdy Świata Dysku, od chochlika Sama „Wpisz Swoje Imię” Vimesa, aż po małe smaczki w rodzaju postaci wychudzonego trolla o imieniu Cegła.

Kolejna część cyklu Świata Dysku sprawuje się doskonale. Zapewnia rozrywkę, wywołuje szczery śmiech, a jednocześnie, jak na opowieść o Straży przystało, serwuje trochę napięcia i wciągającą intrygą. Można dodać teatralnym półszeptem, że jest tu trochę mniej żartów, niektóre rozwiązania sprawiają wrażenie za prostych, a Pratchett napisał wiele książek lepszych od tej. W jakimś stopniu będzie to prawda. To zaś oznacza, że po lekturze „Łups!” należy niezwłocznie sięgnąć po następną opowieść ze Świata Dysku, by przekonać się jeszcze mocniej, jak doskonały jest to miks fantasy i humoru. Z pewnością fani przy kolejnej przygodzie ankh-morporskiej Straży będą się bawić równie dobrze, co przy poprzednich, a zwykli śmiertelnicy... Cóż, przeczytajcie i spróbujcie oprzeć się magii Świata Dysku.

"Łups!", Terry Pratchett
7+/10

środa, 4 kwietnia 2012

Top marca 2012

Wersja spóźniona i nie do końca na poważnie.
Od dawna już nie bawię się w żarty na 1 kwietnia, to chociaż zrobię z lekka autoironiczną topkę na temat czekającego mnie za miesiąc egzaminu-mózgozwęglacza.

*     *     *

LITERATURA

Tak, dobrze widzicie. Oto vademecum od historii; piękne, czterystustronicowe i wściekle zielone, wydane przez wydawnictwo Zielona Sowa. Jest to mój najlepszy przyjaciel od paru tygodniu i zapewne pozostanie nim aż do czternastego maja, czyli do dnia, w którym napiszę wreszcie rozszerzoną historię. Do tego czasu do poduszki czytam na zmianę to wydanie, jakieś repetytorium, podręczniki licealne i pięć zeszytów notatek. Jeśli dzięki temu nie zaliczę egzaminu zadowalająco, to oznacza, że po prostu nauka historii nie jest mi przeznaczona i nigdy nie zapamiętam, która konfederacja była barska, a która radomska. W każdym razie póki co to jedyna lektura, z jaką mam styczność. Smutne, nie?




GRA

Uwaga, teraz wykorzystuję nabyte w liceum umiejętności tworzenia w locie analogii, metafor, niezrozumiałych porównań oraz interpretowania wszystkiego tak, jak mi akurat wygodnie. Jak wszyscy zapewne widzą, dziś odwołam się do tytułu mało znanego, ambitnego i generalnie indie - do Sapera. I to nie dlatego, że w zeszłym miesiącu tak zawzięcie w niego grałam. Otóż doszłam do wniosku, że pisanie matury z polskiego bardzo przypomina Sapera. Jest to coś z pozoru prostego, a w rzeczywistości trudnego z dwóch powodów. Po pierwsze: sądzisz, że nie musisz myśleć, ale musisz, i to tak, jak chcą tego - powiedzmy - Tamci. Tamci ułożyli schemacik, w który musisz trafić, mimo że go nie widzisz. Szansa, że wdepniesz w minę zupełnie przez przypadek jest wysoce prawdopodobna. I, co ważniejsze, nie zależy od twoich umiejętności, a od rozkładu schematu i po prostu twojego farta. To dopiero smutne.



MUZYKA

Krótko i na temat. Oto jedyny słuszny utwór w kontekście tej topki: dobrze wszystkim znany, cholernie demotywujący kawałek "Matura" Czerwonych Gitar.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...