niedziela, 4 grudnia 2016

"Król Lata" - część siódma

Część siódma

     Krzysiek Trzmiel oczywiście się zmienił – i miał spojrzenie człowieka przeżutego i wyplutego przez los – ale dało się w nim rozpoznać dwunastoletniego Einsteina. Benedykt natomiast stał się innym człowiekiem. Zniknął pucołowaty chłopiec, policzki straciły różowawy odcień, kiedyś smętnie zwieszone, jakby za długie ręce teraz krzyżowały się na piersi, tworząc z pewnym siebie uśmiechem obraz, który od razu zbił Gabrielę z topu. Benek? Pewny siebie?
     Miało to jednak sens, bo za plecami Benedykta wznosiła się bryła największego domu w okolicy. Gab z pewnością nie użyłaby do jego opisu słowa „willa” – zbyt dużo czasu spędziła, kręcąc się po Konstancinie podczas opracowywania jednego z reportaży – ale budynek bez wątpienia musiał dodawać jego właścicielowi jakiegoś rodzaju pewności.
     – Imponujące – powiedziała po prostu, gdy wstępne uprzejmości, zdecydowanie swobodniejsze niż w barze „Na Skraju Ogrodu”, mieli już za sobą.
     Benek skinął głową z uśmiechem.
     – Nie jest idealnie, szczególnie w ogrodzie przydałoby się jeszcze sporo pracy – odrzekł, choć w jego oczach zabłyszczała duma.
     Jeśli ma na myśli dosadzenie roślin, to lada moment w tej dżungli będzie się można zgubić, pomyślała Gab, patrząc ponad ramieniem Benedykta na morze zieleni. Skojarzenie przyszło od razu, tak szybko, jakby wiązało się ze wspomnieniem z wczoraj, a nie sprzed 10 lat: obdrapany, opuszczony dom Ślepego, wciśnięty między mokradła i duszny, ciemny las. Jeszcze do niedawna prawie o tym wszystkim nie myślała; teraz własna pamięć wręcz ją dręczyła. Zamiast obrazów z całkiem przecież szczęśliwego dzieciństwa, parunastu lat spędzonych w Otrębusach, Brwinowie, Kaniach, Podkowie, nagle zaczął ją prześladować obraz tego jednego, jedynego dnia.
     Benedykt musiał zobaczyć, że twarz Gab nieznacznie pociemniała, bo położył jej rękę na ramieniu i skierował wąskim chodnikiem pośród krzewów ku wejściu do domu. Jako chłopiec w życiu nie wykonałby takiego gestu; z pewnością nie wiedział, jaka myśl sprawiła, że koleżanka z dzieciństwa nagle spochmurniała, ale bezbłędnie wyczuł, co powinien zrobić.
     – Usiądziemy w środku, pod klimatyzacją, w tym upale trudno wytrzymać – powiedział, jednocześnie wykonując dłonią gest, który Gabrieli wydał się ukradkowym zapewnieniem, że cokolwiek ją zasmuciło, teraz należy udać, że wcale tego nie było.
     Czy właśnie dzięki temu z pucołowatego niezdary stał się człowiekiem, do którego najwyraźniej aż samo przykleja się słowo „sukces”? Bo nauczył się udawać, że czegoś nie zauważa, że coś się nie zdarzyło?
     Wnętrze domu Benedykta było nieco mniej imponujące, wiązało się to jednak z tym, że właściciel wyraźnie uparł się, by przestronne, nieco ciemne wnętrze urządzić zgodnie z aktualną modą na kanty, biel, minimalizm i tworzywo sztuczne. Nie współgrało to za dobrze z otwartą przestrzenią, która zapełniała niemal cały parter. Gabriela starała się nie sprawiać wrażenia, jakby rozglądając się oceniała dom przyjaciela, jednak na widok sztucznych owoców w koszu z syntetycznej czarnej wikliny i ogrodowych fotelów z tego samego materiału na środku pokoju dziennego mimowolnie uniosła brwi. Może i Benedykt postawił sobie wspaniały dom, ale urządził go fatalnie, gorzej nawet od ogrodu.
     Usiedli przy stoliku kawowym koło przeszklonego wyjścia na taras. Gab musiała przesunąć się na sam skraj ascetycznie twardej kanapy, by klimatyzacja nie dmuchała jej lodowatym powietrzem prosto w twarz.
     – Krzysiek ostrzegł mnie, że jeśli ty nie będziesz chciał ze mną rozmawiać o Arturze, to nikt nie zechce – powiedziała bez ogródek.
     Benedykt zrobił zdziwioną minę. Gabriela widywała lepsze popisy aktorskie.
     – Dlaczego miałbym nie chcieć z tobą rozmawiać? – Sięgnął na dolną półkę pod blatem z ciemnego szkła i wyciągnął pojemniczek z bakaliami. Gab miała ochotę zapytać, czy zawsze je trzyma w tym kąciku dla gości, czy przesypał je z foliowego opakowania do plastikowego pudełeczka specjalnie dla niej. – Nigdy nie zrozumiem tej Krzyśkowej niechęci do tego, co działo się kiedyś. Zupełnie jakby została mu jakaś trauma.
     – Może została.
     Wzruszył ramionami.
     – Tak czy inaczej, jest jedna ważna rzecz, o której musisz wiedzieć, zanim w ogóle zaczniesz rozpytywać w okolicy o Artura Korzewskiego. Nie rób takiej miny, widzę, że właśnie to chcesz robić, wiem przecież, jaki jest twój zawód.
     – Dlaczego mam wrażenie, że wszyscy dużo tu o mnie wiedzą, chociaż byłam na drugim krańcu Polski? – westchnęła Gab, wyłuskując suszoną żurawinę spod warstwy rodzynek.
     – Bo tak właśnie jest. Nic na to nie poradzisz.
     – Teraz już nie – przyznała. – Co to za ważna rzecz?
     – Pamiętasz, gdzie stał dom Ślepego?
     – Oczywiście. – Wątpiła, by po tylu latach zdołała tam dotrzeć przez las, ale istniała przecież jeszcze bardziej cywilizowana droga szutrowa, kończąca się tuż przy zarośniętym jeziorku.
     – No to teraz już nie stoi.
     Gabriela zamrugała.
     – Co przez to rozumiesz?
     – Już wtedy stał na prywatnym terenie. Właściciel rozebrał budynek do fundamentów. Właściwie to zrównał go z ziemią. Zasypał nawet staw. Teraz w tamtym miejscu jest jakiś magazyn czy coś takiego, cały teren jest ogrodzony, wliczając w to niemały kawałek lasu.
     – Dlaczego to takie ważne? – Gab wiedziała dlaczego, pytanie jednak, czy Benedykt również był tego świadomy.
     Kolejny teatralny uśmiech zdziwienia.
     – Myślałem, że to cię zainteresuje. Jesteś dziennikarką śledczą.
     Wykręca się, pomyślała. W takim razie jeśli on nie czuje potrzeby być z nią szczerym, ona może bez wyrzutów sumienia odpowiedzieć tym samym.
     – Byłam – poprawiła. – Czyli nie ma sensu, żebym tam szła?
     – Najmniejszego. Nawet cię nie wpuszczą.
     – Kto jest właścicielem tego terenu?
     – Jakaś lokalna firma, coś związanego z metalurgią. O ile dobrze mi wiadomo, jej prezes nawet nie jest stąd.
     Pokiwała głową. Nic, co mogłoby ją specjalnie zaskoczyć, a jednocześnie zupełnie nowa informacja. Gdy znika dziecko, sprawa jest przykra. Gdy znika dziecko, a niedługo potem miejsce zniknięcia jakaś firma odgradza płotem, sprawa jest podejrzana.

     – Opowiedz mi coś więcej o tym, co się tu ostatnio działo – poprosiła, rozsiadłszy się wygodniej na niewygodnej kanapie Benedykta.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...