niedziela, 20 czerwca 2010

O pisaniu - początek (bełkot gratis)

I oto jest!

Zaczyna się ciekawie - od poukładania sobie w głowie tego, co za chwilę ma powstać i nagłej konsternacji, gdy okazuje się, że problem zaczyna się już przy tytule. Potem człowiek ma wrażenie, że może być już tylko gorzej. W ten oto sposób nawiązałam do dwóch spraw - idiotycznego tytułu tego postu oraz żelbetowej ściany, od której odbija się połowa tych, którzy uznali, że ich przeznaczeniem jest czarowanie słowem.

Skąd w ogóle bierze się to marzenie?

U mnie pojawiło się znikąd; gdy teraz to sobie przypominam, zastanawiam się, czy powinnam się śmiać, czy walnąć głową w ścianę. Byłam w pierwszej klasie podstawówki (nie ma co się nabijać, osiem lat na karku to już coś!), moim głównym zajęciem było apsorbowanie uwagi rodziców, a problemem - niska częstotliwość ukazywania się "Kaczora Donalda". W tym czasie mój brat obchodził pierwszą komunię i z tej okazji w naszym domu znalazł się komputer. Oczywiście byłam potwornie zazdrosna, że on dostał takie cacko, a ja nie, więc zaczęłam kombinować, jak by tu podłączyć się pod użytkowanie potężnego wówczas Pentium 3 (800 MhZ, prawdziwy kombajn w 2001 roku). Nawet przez myśl mi nie przeszło, że komputer może służyć do grania. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to trzaskanie w klawiaturę. Dotąd nie wiem, dlaczego akurat to, ale ostatecznie jak mądre dziecko pomyślało, tak zrobiło. W ciągu kilku dni napisałam coś, co według mnie było ciekawym, chociaż trochę krótkim kryminałem, a w rzeczywistości - absurdalnym miksem "Pana Samochodzika", "Winnetou" i przeróżnych komiksów. Pamiętamy, że miałam osiem lat? Pamiętamy. Wszyscy byli zachwyceni - nie tyle treścią mojego dzieła, co faktem, że coś napisałam. Zawsze twierdziłam, że traktowanie dzieci jak idiotów jest wyjątkowo krzywdzące.

O motywacji i pomysłach słów kilka

Ale wróćmy do tematu. Jak wszyscy bardzo dobrze wiedzą, w internecie aż roi się od opowiadań nastolatek i nastolatków, którzy postanowili podzielić się ze światem swoim talentem. Mieliśmy falę historii o emo, Tokio Hotel, Naruto, teraz zmagamy się z plagą epickich opowieści o wampirach, wilkołakach i upadłych aniołach. Nie żebym potępiała taką radosną twórczość, ale nie oszukujmy się - takie teksty są dość nędzne. Delikwent pisze je, bo jest zafascynowany swoim idolem, jakąś książką, serialem, czasem po prostu dlatego, że pragnie poużalać się nad swoim życiem (tak, pisanie doskonale się do tego nadaje).

Motywacja to jedno, pomysł to drugie. Pierwsze to kwestia czysto indywidualna i może być naprawdę idiotyczne, jak zresztą widać w moim przypadku. Drugie nie ma prawa kuleć. Nie może być zapożyczone. Musi być w stu procentach stworzone w naszej głowie. Nie trzeba wiedzieć, jak skończy się nasza historia, kim są poszczególne postacie. Wystarczy główny bohater, cel, do którego dąży, czas, narzędzia i czysta kartka papieru. Gdy już to mamy, zabieramy się do pracy. I nagle w naszej głowie kiełkuje niebezpieczna myśl:

Jesteśmy fajni, bo piszemy

Czytając książkę ulubionego autora człowiek często zastanawia się: "Jak, do cholery, można wymyślić coś takiego? Ten facet (opcjonalnie facetka) jest geniuszem!". Dobre pytanie - jak? Podejrzewam, że tak samo, jak każdy inny pisarz, którego nie mamy za geniusza. Może myślał trochę więcej, pracował trochę dłużej, miał narzędzia lepszej jakości i bardziej pojemną mózgownicę. Ale jest człowiekiem takim jakim jak każdy inny, a ludzie raczej nie bywają geniuszami, jak się czasem twierdzi.

Popadanie w samozachwyt to przyspieszenie, dzięki któremu na najbliższej prostej "geniusz" efektownie się potyka i przewraca.

Często spotykam się z traktowaniem tworzenia historii jak czegoś niezwykłego, magii zarezerwowanej dla nielicznych, których Bozia obdarzyła talentem. To legenda, w której oczywiście jest zawarte ziarenko prawdy, ale na razie nie bierzemy go pod uwagę, bo jesteśmy jeszcze za ciency. Mówi się, że sukces to 10% talentu i 90% ciężkiej pracy - i to brzmi o wiele prawdziwiej. Czy Joseph Heller od razu napisał "Paragraf 22"? Nie, najpierw narażał życie dla bliżej nieokreślonej sprawy na froncie II wojny światowej. Czy King z miejsca zarobił małą fortunę, wydając "Carrie"? Też nie - przez naprawdę dłuuugi czas gromadził druczki z odmowami od rozmaitych wydawnictw. Teraz książka tego pierwszego jest uznawana za perełkę amerykańskiej literatury, zaś o drugim mówi się, że jest niekwestionowanym królem współczesnej literatury grozy.

Nie od razu Rzym zbudowano

Dotarło do mnie, że nie jestem cudowna i mądra, bo potrafię wymyślić świat, umieścić w nim kilka osób i poprowadzić je ku pogrubionemu napisowi "KONIEC". Nadal jednak upieram się przy tym, że pisanie to moje przeznaczenie, droga i temu podobne bzdury. Fajnie. Co dalej?

Mówi się, że należy dużo czytać, jeszcze więcej pisać, odłączyć telewizor od prądu, a modem wyrzucić przez okno. Jakie jest moje zdanie na ten temat?

To zdanie należy wydrukować, oprawić w ramkę i powiesić sobie nad łóżkiem.

Taka prawda. Dojście nie tylko do perfekcji, ale nawet do jako takiej wprawy w każdej dziedzinie wymaga masy czasu, poświęcenia i zapału. Powie to każdy artysta, sportowiec, nawet spec od marketingu. Bez doświadczenia nie można zrobić nic. Tak więc nie wystarczy uczęszczać na lekcje polskiego w szkole (o tym bez wątpienia jeszcze sporo napiszę). Chcesz pisać? Czytaj. Chcesz być elokwentny? Czytaj. Chcesz mieć masę informacji, którymi możesz zabłysnąć w towarzystwie? Czytaj, czytaj, czytaj i wyłącz ten cholerny internet!

Spokojnie, to już prawie koniec

Na dziś chyba starczy. Muszę przyznać, że pisanie o pisaniu nie jest takie proste. Chce się przekazać masę myśli na raz i w efekcie wychodzi bełkotliwe pieprzenie, które widać powyżej. Na dodatek jeszcze w żadnym wypadku nie jestem alfą i omegą w tym temacie, więc moje wywodu należy traktować jak bardzo swobodne własne przemyślenia po ponad ośmioletniej praktyce.

No cóż, następnym razem będzie lepiej.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...