środa, 28 stycznia 2015

[Studencka] Analiza opowiadania "Basen" Marka Kochana

W ramach dalszych operacji wskrzeszania Butelki Rudego pomyślałam, że warto podzielić się paroma pracami napisanymi przeze mnie na potrzeby studiów polonistycznych I stopnia na UW. Żadna nie jest idealna, ale wszystkie dobrze się pisało i również zostały dobrze ocenione.
Oto pierwszy z tekstów - będą jeszcze przynajmniej trzy następne.

*      *     *

Analiza opowiadania "Basen" Marka Kochana
[Poetyka z elementami teorii literatury - maj 2013]

Płynąc pod prąd
            Mówi Warszawa to zbiór opowiadań ze wszech miar wyjątkowy. Zawiera dwadzieścia jeden tekstów, które różni czas, bohaterowie, nastrój, opowiedziana historia. Jest tylko jeden wspólny mianownik: Warszawa we wszelkich obliczach, ukazana wraz z jej blaskami i cieniami. Autorem tego projektu jest Marek Kochan, który wręcz nazywa książkę powieścią polifoniczną[1], jedyną w swoim rodzaju. Ten dziennikarz i pisarz nie tylko zadbał o realizację idei, ale też zawarł w zbiorze własne opowiadanie.
            Krótki, bo niespełna dwunastostronicowy tekst o lakonicznym tytule Basen stanowi element trzeciej części książki: „Rewolucje” (obok „Miłości” oraz „Pożegnań i powrotów”). Na pierwszy rzut oka historia sprawia wrażenie prozaicznej, mocnej, ale niezbyt oryginalnej: oto rodowity warszawiak, na co dzień pracujący w korporacji, po południu zaś odprężający się na basenie, traci cierpliwość do otaczającej go rzeczywistości i w rozpaczliwej próbie zatrzymania napływu ludzi do jego dzielnicy Żoliborza, doprowadza do karambolu na jednej z głównych arterii stolicy – bunt jednostki przeciw masie. Tylko tyle? Jak się okazuje po wnikliwszej lekturze oraz analizie samego bohatera i motywu basenu, nie.
            Kamil Selznik to modelowy mieszkaniec współczesnej Warszawy. Ma czterdzieści pięć lat, dobrą, choć absorbującą pracę i wielką pasję do pływania (tu należy zaznaczyć, że rekreacyjnego – dla zdrowia, przy stałej prędkości i systematycznie zwiększanym dystansie; bohater nie ma aspiracji sportowych). Już sam tytuł opowiadania wskazuje, że autor postanowił osnuć całą historię właśnie wokół pływania, a konkretniej: basenu.
            Przestrzeń opowiadania można ogólnie określić jako Warszawę – poza stolicę nie ruszamy się nawet na krok; bohater o rzadkich wyjazdach wspomina krótko, a pomysł wyprowadzki zaraz uznaje za zły – to przecież „jego miasto”, będzie tu żyć bez względu na wszystko. Jeszcze silniejsze przywiązanie czuje do dzielnicy, w której mieszka, czyli Żoliborza. Mimo to jednak centrum tekstu stanowi sam basen. Nie jeden konkretny, ale ogólnie – miejsce, do którego Selznik przychodzi, by „spłukać z siebie” problemy. Tym samym czynność pływania, pokonywania basenów we własnym rytmie, zyskuje funkcję swego rodzaju katharsis. Tak długo, jak bohater może dotrzeć na basen z pracy i pokonywać kolejne długości basenu, zachowuje spokój, stara się myśleć optymistycznie pomimo dostrzeganych wokół rys na tafli rzeczywistości.
            Nieprawidłowości te piętrzą się coraz bardziej wraz z latami. Na początku, gdy Selznik jest jeszcze dzieckiem, baseny zmieniają się często, a wraz z nim pojawiają się coraz to nowe kłopoty. Pierwszy, w Pałacu Kultury, bohater wspomina źle: wówczas jeszcze słabo pływał, a ratownicy nie byli skorzy do pomagania. To miejsce często nawiedza go w snach, porównane do zgniatarki śmieci. Następnie los rzuca małego jeszcze Selznika na ulicę Zajączka (kojarzy mu się ono przede wszystkim z egzotyką i niezrozumiałymi słowami, ponieważ przy pływalni sprzedawano zagraniczne znaczki) i wreszcie na Inflancką. Basen na tej ulicy jest pierwszym, który z czasem traci charakter azylu. Selznikowi-dziecku dokuczają tam starsi chłopcy – prawdziwa plaga tego miejsca, Selznika-studenta odstraszyła awaria filtrów wodnych, którą zarząd chciał zataić przed klientami. Epizodycznie pojawia się basen na Bemowie, gdzie bohater chodzi z dziewczyną. Potem wreszcie powstaje pływalnia na Żoliborzu, przy ulicy Potockiej – i tam Selznik pozostaje.


            Z początku jest to miejsce prawdziwego odprężenia, schronienie, jednak wraz z powstaniem pierwszej linii warszawskiego metra wszystko się zmienia. Żoliborz najeżdżają „barbarzyńcy” i „cwaniaki”. Symbolem tego są kolejki na basen oraz ulice pozastawiane zaparkowanymi gdzie popadnie samochodami. Z początku bohater próbuje kulturalnie, acz stanowczo walczyć z masą, ale straż miejska, do której zwraca się w sprawie problemów na drodze, szybko przestaje reagować, wobec czego Selznik może tylko nauczyć się znosić obcych w „jego” miejscu. Basen jest więc z początku miejscem oczyszczenia, ucieczki od rzeczywistości, ale z czasem staje się ostatecznym dowodem na to, że, mimo prób, bohater nie zdoła uchronić się przed masą. Rzeczywistość bez pardonu wkracza nawet w jego sferę sacrum, tratuje ją, zalewa.
            Z przestrzenią sprzężony jest czas opowiadania. Z jednej strony mamy teraźniejszość: jak się okazuje, trwa rozmowa bohatera z psychologiem policyjnym. Płaszczyzna ta jest jednak zmarginalizowana (nie ma związku z pływalnią), znacznie ważniejsze od samego faktu przesłuchania są opowiadane przez Selznika dzieje jego życia – czy może raczej jego droga od basenu do basenu. Kilkuletni bohater uczy się pływać w Pałacu Kultury, a później na Zajączka, dorasta na Inflanckiej, zmaga się z dorosłym życiem na Potockiej. Również sama czynność pływania odmierza czas: z każdym kolejnym przeżytym rokiem Selznik dokłada do liczby przebytych basenów jedno oczko. W rezultacie opowiadanie rozciągnięte jest na niemal czterdzieści lat, bez zaznaczenia żadnych konkretnych dni. Tylko dwa z nich są wyodrębnione: Dzień Dziecka i następujące po nim zdarzenie, będące kulminacją całej historii.
            Zanim jednak skupimy się na końcówce opowiadania, wróćmy do samego głównego bohatera.
            Kamil Selznik został przedstawiony w taki sposób, by nic nie wyróżniało go spośród kilku milionów innych ludzi mieszkających i pracujących w Warszawie oraz jej okolicach. W zasadzie niezwykłym czyni go jedynie wspomniane wcześniej niezwykłe nastawienie do pływalni, kiełkujące już w dzieciństwie, a w dorosłym życiu urosłe do rangi obsesji. Wszystkie inne elementy jego codzienności to tylko dodatki, doklejone do codziennych wypraw na basen i często z nimi kolidujące. Wszystkie one w opowieści bohatera są najwyżej dygresjami do głównego tematu: była i obecna żona, córka Natalka, praca w dziale HR, sąsiad. Ostatecznie w jakiś wiążą się z basenem, wychodzą od tego tematu albo do niego prowadzą, ale nie zasłaniają go nawet na moment. Znajduje to swoje uzasadnienie dopiero we wtrąceniach z czasu teraźniejszego, czyli z przesłuchania: Selznik nie chce wchodzić w sprawy osobiste, miał mówić o basenach, więc ich kurczowo się trzyma. To jednak, jak bardzo życie przeplata się z pływalniami, nasuwa oczywisty wniosek, że stanowiły najważniejszą część jego rzeczywistości, swego rodzaju punkt zaczepienia.
            Bohatera mamy okazję poznać jedynie poprzez to o czym i jak opowiada – jego cechy wynikają z zachowań, szczególnie tych ekstremalnych, zawartych na ostatnich stronach tekstu (zastosowana technika behawioralna). Z jego słów wysnuć można wniosek, że jest człowiekiem na pozór „szarym”, raczej introwertycznym, nieskorym – do pewnego momentu – do złości czy szkodzenia innym, choć też ceniącym sobie swój własny kawałek ziemi, ciszę i spokój. Gdy trzeba, potrafi zawalczyć o własne prawa, ma przy tym jednak nieodparte wrażenie, że nie dość, że działa wbrew sobie samemu, to jeszcze jego działania nie przynoszą właściwie żadnego skutku. Tym samym wraz z rozwojem wydarzeń w bohaterze narasta frustracja, której mimo prób nie jest on w stanie w sobie zdusić. Jej wybuch – ostatnia scena – jest jedynie desperacką próbą obronienia swojego terenu przed napływem obcych. Nie świadczy to więc o niestabilności psychicznej Selznika, a raczej o instynktownym odruchu, uczuciu, które, zbyt długo duszone wewnątrz, musiało wreszcie wybuchnąć.
            Przedstawienie sytuacji i bohatera w sposób wiarygodny i zrozumiały nie byłoby możliwe, gdyby nie pewne zabiegi, zastosowane przez autora w obrębie formy. Dominuje opowiadanie relacjonujące[2] – co prawda zachowana jest perspektywa jednej osoby, ale niezwykła drobiazgowość opisów oraz oczywisty fakt „opowiadania” własnej przeszłości przez Selznika eliminuje prezentację sceniczną. Przez cały tekst widoczna jest narracja personalna – nie wychodzimy z optyki głównego bohatera nawet na moment, dokładnie wiemy, co myśli i czuje. Pewnym zaskoczeniem jest brak dialogów, tak naprawdę żadna rozmowa nie jest nawet wspomniana. Nawet na płaszczyźnie czasu teraźniejszego psycholog – jako słuchacz – jedynie kiwa głową, jego ewentualne wypowiedzi, dotyczące najwyżej nakierowania słów przesłuchiwanego z powrotem na temat basenu, są jedynie sugerowane wypowiedziami bohatera.
            Całe opowiadanie jest więc w gruncie rzeczy relacją Selznika, niemal cały czas utrzymaną w gramatycznym czasie przeszłym oraz trzeciej osobie (przy czym imię lub nazwisko głównego bohatera pada zaledwie kilkukrotnie, cały czas występuje „on” – w domyśle właśnie Selznik). Można by nawet pokusić się o nazwanie tej techniki pośrednim monologiem wewnętrznym (rodzaj strumienia świadomości w podziale wg Humphreya[3]): dominuje mowa pozornie zależna, język bliski jest postaci, myśli są uporządkowane. Mimo że mamy do czynienia z narracją trzecioosobowa, automatycznie przyswajamy ją sobie jako pierwszoosobową, dobywającą się z umysłu czy też ust głównego bohatera[4].
            Zazwyczaj zdania są pełne, poprawne gramatycznie, często jednak pojawiają się krótkie, urwane myśli – sposób mówienia ma przypominać ten, którym posługujemy się w komunikacji werbalnej, jakby opowiadanie było po prostu dokładnym zapisem przesłuchania. Czasem wkrada się w nie chaos, przybliżający czytelnikowi emocje targające bohaterem. Wówczas rzucane są jedynie pojedyncze słowa, zwroty – najdobitniejszym przykładem jest tu sam koniec relacji bohatera: „No pasaran! Z powrotem. Do domu. Za dużo was tu. Nie zmieścicie się. Nie ma wolnych kluczyków do szafek. Limit wejść przekroczony. Won. Spierdalać, wypierdalać z basenu!”[5]. Fragment ten jest kwintesencją całego tekstu.
            Przejdźmy wreszcie do wspomnianej już wielokrotnie ostatniej sceny. Punktem wyjścia do niej jest ostatnia wizyta na Potockiej: tym razem basen jest dosłownie pełen ludzi. Próba odprężenia się spełza na niczym; bohater nie może skupić się na pływaniu, ponieważ przeszkadzają mu inni. Zauważa, że w przeciwieństwie do niego pływają z jakąś złością, tłukąc wodę ze wszystkich sił, jakby chcieli się na niej wyżyć. Zastanawia się, czy kiedyś nauczą się korzystać z basenu normalnie – zaraz jednak uświadamia sobie, że nie ma to znaczenia, bo i tak pojawią się kolejni tacy jak oni. Następnego dnia on sam daje upust złym emocjom, dokonując zwolnień w pracy, ale to również okazuje się bezsensowne, gdy Selznik staje w korku na Wisłostradzie. Widzi sznur jadących prawym pasem „cwaniaków”, którzy w ostatniej chwili przeskakują na pas wiodący prosto, wpychając się pozostałym kierowcom przed maski, i w rezultacie pokonują zatłoczony odcinek znacznie szybciej, podczas gdy jadący przepisowo zostają zatrzymani przez czerwone światło. Bohater stara się uniemożliwić „cwaniakom” takie działanie, ale podczas gdy on nie chce wpuścić ich na swój pas, robią to inni kierowcy, nie chcący wdawać się w uliczne spory. To wówczas coś w Selzniku pęka, wybucha. Zjeżdża swoim pojazdem na prawo, a potem zawraca. Jedzie pod prąd, samochody próbują zejść mu z drogi, w rezultacie dochodzi do karambolu. Na koniec bohater staje swoim wozem w poprzek trasy – „No pasaran!” – i barykaduje przejazd. Czuje dumę: oto zablokował masę, masa nie wjedzie na jego teren, masa przestanie się tu wlewać.
            Już za parę chwil, gdy Selznik zostanie aresztowany za spowodowanie katastrofy drogowej, droga zostanie po prostu oczyszczona: „ludzka masa, którą próbował zatrzymać, z powrotem zaczyna wlewać się do miasta”[6].


            Ostatnia scena Basenu przypomina film „Upadek” w reżyserii Joela Schmuahera, w którym również bohater próbuje walczyć, widząc panujący wokół bałagan, akceptowany przez wszystkich innych jako coś oczywistego. Tam w postaci barierę spokoju burzy niekończący się korek na drodze, tutaj zaś basen, azyl, zostaje zalany przez egoistyczną masę. Wrażenie bycia naciskanym przez tłumy obcych potęgują zabiegi narracyjne. Można powiedzieć, że autor opisał swego rodzaju chorobę XXI wieku: narastającą frustrację i niechęć wobec rzeczywistości oraz wybuch tych emocji, ukazany poprzez rozpaczliwą, nieudaną próbę buntu, rewolucji przeciw systemowi – popłynięcia pod prąd masie.
Marta Godzisz, maj 2013

Bibliografia:
1. Humphrey Robert H., Strumień świadomości - techniki [w:] Studia z teorii literatury, red. H. Markiewicz, Archiwum przekładów „Pamiętnika Literackiego”, Wrocław 1977.
2. Mówi Warszawa, pod red. Marka Kochana, Muzeum Powstania Warszawskiego, Instytut Stefana Starzyńskiego, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2011.
3. Stanzel Frank, Typowe formy powieści, przeł. R. Handke [w:] Teoria form narracyjnych w niemieckim kręgu językowym, red. R. Handke, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980.



[1]    Mówi Warszawa, pod red. M. Kochana, Muzeum Powstania Warszawskieg, Instytut  Stefana Starzyńskiego, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2011, s. 11.
[2]    Zob. F. Stanzel Typowe formy powieści [w:] Teoria form narracyjnych w niemieckim kręgu językowym, red. R. Handke, Kraków 1980.
[3]    Zob. R.H. Humphrey, Strumień świadomości - techniki [w:] Studia z teorii literatury, red. H. Markiewicz, Wrocław 1977, s. 228.
[4]    Zob. tamże, s. 229.
[5]    M. Kochan, Basen [w:] Mówi Warszawa, dz. cyt., s. 266.
[6]    Tamże, s. 266.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...