środa, 27 kwietnia 2011

My tu gadu gadu, a tam się mordują

Było o pisaniu ogólnie, a także o pomysłach i ich realizowaniu, dwa razy pozwoliłam sobie też na felietony niezwiązane z moją pasją, bo ileż można katować ludzi czymś, o czym ma się pojęcie czysto amatorskie? Dziś, w piątym odcinku, powrócę do pisania. Dlaczego? Po pierwsze mam za sobą prawie tygodniową przerwę od szkoły, co wykorzystałam niezwykle butelkowo. Po drugie z uwagi na towarzyszący mi ostatnio kpiarsko-obojętny humor postanowiłam trochę pozgrywać Specjalistkę Od Pióra. Po trzecie zaś marudzenie na rzeczywistość nawet mi czasem bokiem wychodzi.

Dziś więc pracujemy na konkretach. A o czym będzie? O tym, co wszyscy znamy, kochamy i (możecie poczuć się dotknięci) najczęściej zawalamy: o dialogach. Skupię się przy tym nie tyle na treści, co formie... a przynajmniej tak mi się teraz wydaje; możliwe, że za pół godziny okaże się, że znowu ględziłam o sztuce pisania od środka. Z niezbędnym patosem, oczywiście.

Z czym to się je?

Niby każdy wie, do czego służy dialog. Do czego ja go używam? Cóż... do wszystkiego. W zależności od sytuacji, nastroju, bohaterów, pory dnia i pogody. Dobra wymiana zdań to najlepsze lekarstwo na wszystko. Jeśli się postaracie, przyspieszy akcję albo też ją spowolni, zastępując opis. Ale, ale...! Zanim wpadniecie na genialny pomysł napisania opowiadania składającego się z tylko i wyłącznie dialogu, wstrzymaj się na chwilę i zastanów. Eksperymenty polecam zostawić na później, gdy już będziemy radzić sobie z działaniem według oklepanych instrukcji.

Pozostaniemy więc dziś przy standardowym wykorzystaniu naszego dialogowego cudeńka, a oprzemy się na butelkowych fragmentach. Wolałabym wprawdzie fragment tekstu bardziej kompetentnego autora, ale nie wypada zamieszczać tu wycinka bez jego zgody. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Co każdy powinien pamiętać

Bo niepamięć w ferworze pisania dopada zadziwiająco łatwo i często.

Pierwszy przykładzik, bogaty w drobiazgi, na które mogę zwrócić uwagę. Wisiał w moim opisie gg dość długo ze względu na wartość sentymentalną, a teraz go trochę pomęczę. Pochodzi oczywiście z „Butelki”.


- A wrzuciłeś bieg? - zapytałam.
- Co? - Chłopiec niemal schował się pod kierownicą, przeszukując okolice pedałów.
- Wrzuciłeś jedynkę?
- Jaką jedynkę?


Zanim przyczepię się do zapisu, chcę zwrócić uwagę na dwa fakty. Pierwszy z nich: bohaterowie. A konkretniej jeden z nich, chłopiec, postać B. Co można wyciągnąć z dwóch jego wypowiedzi (teraz skupiamy nasz zmysł interpretatorski, który tak bardzo chcą w nas wykształcić nauczyciele języka polskiego)?

Postać B to typ rozkojarzony. Może nie głupi, ale bardzo zaabsorbowany jakąś czynnością (tu – szukaniem guzika włączającego samochód). Tak bardzo, że słowa postaci A (narracja pierwszoosobowa, fu) wlatują mu lewym uchem, a wylatują prawym, nie pozostawiając w mózgu ani śladu. Ponadto jest to osoba co najmniej niedoświadczona (chłopiec – a więc dziecko), nie zdaje sobie sprawy z istnienia skrzyni biegów. Krótko: B to hiperaktywny dzieciak ze zdolnością koncentracji jak u przedszkolaka.

Wniosek? Wypowiedź MUSI odzwierciedlać cechy postaci, która przemawia. Charakter i sposób zachowania bohatera oraz jego sposób mówienia to jedno. Nierozłączna całość. Jeśli postać dresa wysławia się jak przystało na czterdziestoletniego erudytę, to coś ewidentnie jest nie w porządku. Uważacie, że to oczywiste? Otóż nie zawsze. Czasem na drodze autora wyrasta przeszkoda w postaci poważnych rozbieżności między konkretną postacią a tym, co ma ona przekazać, bo „się odrobinkę zapędził”. Rozwiązanie tego problemu wymaga nie lada kreatywności (z autopsji).

Czas na drugi fakt. Spójrzmy na wypowiedzi ogólnikowo. Co widzimy? Są: krótkie, zwięzłe, luźne, mamy powtórzenie i na dodatek nie mówi się „co”, tylko „słucham”. Dialog jako forma jest o tyle ciekawy, że musi zachować równowagę między kwestią pięknego, literackiego języka, a ogólnym prawdopodobieństwem. Przepraszam bardzo, który rozkojarzony dwunastolatek grzecznie zapyta „Słucham?”, podczas gdy jest całkiem zajęty poszukiwaniem guzika zastępującego skrzynię biegów, o której istnieniu ma zresztą dość mgliste pojęcie? Jeśli mamy do wyboru z premedytacją trzasnąć paskudne powtórzenie, napisać coś niegramatycznie i w slangu, bądź wcisnąć dzieciakom na usta wypowiedzi wycięte z eseju filozoficznego, co wybierzemy? Ja wybieram slang*.

Jedna uwaga. Przenoszenie usłyszanych rozmów na papier kropka w kropkę też nie jest najlepszym pomysłem. Spróbujcie zapisać swoją rozmowę telefoniczną ze znajomym. Jeśli starczy Wam cierpliwości i sposobów na zapisanie rozmaitych „ehmmm”, „noo” czy „eee tam” (że o „ku*wa, ja pier*olę, co za po*eb” nie wspomnę). Coś jednak ubarwić trzeba zawsze. Grunt to nie przegiąć w żadną stronę.

Mój kochany myślniczku...

Od razu wyjaśnię: w pauzy i półpauzy jeszcze się nie bawię, z tym tematem zapraszam do kogoś kompetentniejszego (i wyposażonego w Worda, a nie Writera). Mniejsza o ten wyższy level; spójrzmy na dialogi od strony technicznej. To pięta achillesowa wszystkich, którzy, owszem, piszą, ale uważają, że zapis nie przyćmi doskonałości ich tekstu, więc może on wyglądać niechlujnie. Wybaczcie, ale mnie to diabelnie drażni. Nie ma nic gorszego niż czytanie niechlujnego tekstu.

Czas na następny przykład. Należy podążać za numerkami.

[1] - Ej, mała, nie śpij. - [2] Kiślu pochylił się nad stołem i pstryknął palcami tuż przed moim nosem.
- Nie śpię – [3] zaprzeczyłam niemrawo. - [4] Myślę.
- Chwali ci się, ale bądź tak dobra i myśl na głos. Oświeć mnie, niech pławię się w blasku twych analiz.[5]
- Dlaczego cały czas mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz? [6]
- Bo to robię. Siemasz, Rudy.[7]


Tłumaczyłam to już tyle razy, że sama nie jestem pewna, czy dobrze postępuję od tych kilku lat, ale załóżmy, że samouk się spisał i może pouczać innych. Spójrzmy:

1. Kwestia rozpoczynania kwestii. Proszę wyjąć notesy, ponieważ teraz napiszę coś niezwykle istotnego. Gotowi? Więc uwaga: wypowiedź to zdanie jak każe inne. Element tekstu. Od czego zaczynamy nowiuteńki element tekstu: opis, myśl, wstrzelenie, narracyjne bach, a także wypowiedź? Od WCIĘCIA. Zazwyczaj używa się do tego klawisza TAB, ale równie dobrze można kazać Wordowi samemu wstawiać wcięcia przy każdym wciśnięciu Enteru (wymaga grzebania w opcjach, ale jakież to wygodne!). Nie ma wcięcia, nie ma zauważalnego rozpoczęcia nowego elementu. Co gorsza, w ten sposób powstają bloki tekstu, czyli zbrylone litery, pośród których bardzo łatwo się pogubić. Nawołuję więc: korzystajcie z Enteru możliwie często, a jeśli musicie, ciśnijcie też TAB! Ułatwcie swoim czytelnikom życie, bez względu na to, czy jest to znajomy, nieznajomy, czy kilkoro do kilkuset fanów waszych postaci. Szanujcie ich mózgi.

2. Akurat tu dałam fragment nieco wycięty z kontekstu, ponieważ nie zaczyna się, tak jak zwykły brzmieć narracje po myślniku kończącym wypowiedź (swoją drogą myślniki należy oddzielać spacjami z OBU STRON). Zamiast typowego „powiedział” (o tym za moment) mamy normalne zdanie, które równie dobrze mogłoby znaleźć się w oddzielnym akapicie. Dlaczego więc jest tu? Dla urozmaicenia. Żeby nie było nudno. Wbrew pozorom to doskonały argument. Dialog, choćby wypowiedzi brzmiały idealnie, może znudzić czytelnika narracją. Tego polecam unikać, bo znudzony czytelnik to czytelnik stracony (a to nowość). Krótko: nie bądźmy schematyczni, umieszczajmy normalne, pełnoprawne zdania tam, gdzie nie jest ich miejsce. Urozmaicajmy i zaskakujmy.

3. Mój ulubieniec: czasownik atrybucji dialogu. Nie mam pojęcia, czy u nas też ta nazwa funkcjonuje, ale przyznam, że King mnie jej nauczył i od pewnego czasu z niej korzystam. Te magiczne czasowniki to, jeśli się nie domyśliliście, wszelkie „powiedział”, „rzekł”, „krzyknął”, wymamrotał”, w rozmaitych wersjach i z całą gamą przeróżnych emocji. W tym przypadku jest to „zaprzeczyłam” (zignorujcie, proszę, przysłówek). A teraz kolejna istotna sprawa: piszemy je bezpośrednio po myślniku kończącym wypowiedź i robimy to MAŁĄ LITERĄ (bądź też z małej litery, niepotrzebne skreślić). Czasowniki atrybucji dialogu to element najczęściej występujący w narracji po wypowiedzi, ale to nie znaczy, że należy raczyć nim czytelnika za każdym razem. Błagam, nie róbcie tego. Różnorodność! I jeszcze coś: narracja to normalne zdanie i należy zakończyć je kropką (patrz niżej). Nie zapominajmy o tym, bo zrobi się wybitnie niechlujny bałagan.

4. Rozbijanie całej wypowiedz na dwie strony. Wypowiedź, narracja, wypowiedź. Urozmaica i dynamizuje. Lubimy. Zaczynamy z dużej litery, chyba że kontynuujemy poprzednie zdanie. Wygląda to mniej więcej tak:
- Jestem Johnny – rzekł z dumą Bravo – i lubię placki.

Zauważcie, że na końcu narracji nie ma kropki! Byłaby, gdyby „Lubię placki” stanowiło osobne zdanie:
- Jestem Johnny – rzekł z dumą Bravo. - Lubię placki.


5. Czego tu nie ma? Narracji. Dlaczego? Bo jest zbędna. Czytelnik nie potrzebuje przypomnienia, że znów wypowiada się Kiślu (uściślam: jest to rozmowa w cztery oczy), więc nie trzeba pompować w fragment ględzenia drogiego autora.

6. Sytuacja powtarza się. Zaznaczyłam to, by pokazać, że nie trzeba przeplatać jednego sposobu z drugim. Równie dobrze można się obyć bez narracji przez całą stronę. Tyle że trzeba jednocześnie uważać, ponieważ wówczas czytelnikowi znacznie łatwiej jest się zgubić. Jeśli zaszalejemy za bardzo, koniec końców nie wie, kto co mówi, do kogo, dlaczego i w sumie co się właściwie dzieje. Opuszczanie narracji czyni dialog żywszym, dynamiczniejszym, ale nie ma sensu puszczać się sprintem tylko dlatego, że nie chce nam się działać narracją.

7. Oj, a skąd tu Rudy? To właśnie sprint. Złapaliście mnie – muszę przyznać, że czasami opuszczenie narracji i pominięcie czegoś-tam jest pożyteczne. W tym momencie czytelnik ma lekkie „zonk” (razem z GB), ponieważ ni z tego, ni z owego przemiłą wymianę zdań przerywa wparowanie Rudego, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo czemu. A sytuację wyjaśnia później sam narrator, co wam odpuszczę... tym razem. Gdy zajmiemy się wspomnianym w tytule mordem, o!

Ale ło zo chozzzi...?

Ponieważ odnoszę wrażenie, że jak zwykle nieźle namotałam i w rezultacie połowa punktów, podpowiedzi oraz dygresji jest niezrozumiała, udzielę jeszcze jednej rady.

Rozejrzyjcie się. Macie w pobliżu książkę? Jakąkolwiek, byle nie podręcznik od matmy. Niech będzie „Metro 2033”, akurat leży sobie na parapecie w zasięgu mojej dłoni. Wy możecie złapać cokolwiek, co zawiera dialogi, czyli niemal każdą powieść. Otwieramy tomiszcze i wzrokiem szukamy strony nie zawierającej bloków opisów i monologów wewnętrznych. Znajdujemy dialog. I co teraz? Przyglądamy się mu, najpierw od strony, jaka interesuje nas jako osoby piszące (język, narracja, etc.). Tylko mi się nie zaczytywać! No. Teraz kwestia mniej przyjemna: zapis. Przyglądamy się myślnikom (olejcie na razie długie/krótkie ich odmiany lub zbadajcie je na własną rękę), kropkom, wielkości liter, wcięciom. Myślę, że zobaczycie mniej więcej to, co przedstawiłam wyżej.

A jeśli nie, napiszcie w komentarzu. Chętnie nauczę się czegoś nowego.

*Mam nadzieję, że przez całą lekturę powyższego tekstu towarzyszy Wam świadomość, iż jestem pisarskim laikiem, ogólnie pisać umiem mniej niż średnio, uczę się, jestem z tej (samo)nauki dumna i moje gadanie należy traktować swobodnie.

Następnym razem o narracyjnym bach. To temat wdzięczniejszy od zapisu dialogu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...