niedziela, 5 lutego 2017

"Król Lata" - część ósma

Część ósma

            – Wróciłam! – krzyknęła Gabriela na progu.
            Odpowiedziała jej cisza pogrążonego w półmroku domu. Wzruszyła ramionami i ściągnęła buty bez rozwiązywania sznurówek. Cały dzień chodzenia, wypytywania, drążenia i skakania po wspomnieniach zmęczył ją tak bardzo, że marzyła już jedynie o zawinięciu do bezpiecznej, cichej przystani w swoim dawnym pokoju, by spędzić w nim resztę wieczoru nad zapełnionym drobnymi zapiskami notesem.
            Odrobinę zawiodła się na własnej psychice, gdy tuż po przyjeździe do rodzinnego domu weszła pomiędzy tak dobrze jej znane cztery ściany i nie poczuła nostalgicznego ucisku w żołądku. Przeciągnęła walizkę do pokoju, omiotła pomieszczenie wzrokiem. Rodzice zostawili wszystkie rzeczy, których Gab nie wzięła ze sobą podczas pośpiesznej wyprowadzki, więc z półek straszyły pluszowe zabawki, książki z kolorowymi grzbietami, przybory do rysowania i wszelkie inne szpargały, których można by oczekiwać po królestwie dwunastolatki. Ze ścian w kolorze limonki zniknęły plakaty zespołów popowych, które pewnie już nawet nie istniały, a na ich miejscu pozostały jedynie białe ślady po taśmie klejącej, ale poza tym właściwie nic się nie zmieniło. Patrząc na ten pokój, Gabriela nie czuła zażenowania, ale nie mogła się też w sobie doszukać rozrzewnienia. Jej umysł był gdzie indziej.
            Teraz, wieczorem, stanęła w ciemnym korytarzu przed drzwiami, zastanawiając się, na ile wspomnienia mogą ją rozpraszać, a na ile motywować.
            Agnieszka Szyller wychyliła się z łazienki, cała przyozdobiona żółtymi wałkami do włosów. Zobaczyła Gab i uśmiechnęła się.
            – Cześć, córuś. – Przesłała jej niewidzialnego całusa; żaden dystans ani czas nie był w stanie sprawić, by ten jej nawyk wyblakł. – Jak ci minął dzień? Spotkałaś wielu starych znajomych?
            – Kilku – opowiedziała Gabriela. Chciała żartobliwie użyć buntowniczo-wyzywającego tonu wymówki dziecka względem rodzica, ale rezultat w jej opinii zabrzmiał po prostu chłodno. Odchrząknęła, nagle dziwnie skrępowana, zaraz jednak spróbowała wybrnąć w dyplomatyczny sposób, czyli zmieniając temat: – Przepraszam, że tak wyskoczyłam zaraz po przyjeździe, ale wiesz, jaka jestem. Zżerała mnie ciekawość.
            – Oj wiem, wiem – machnęła ręką mama. Światło sączące się zza jej pleców tworzyło nad jej głową aureolę. – Nic się nie stało. Mam tylko taką małą prośbę ode mnie i od twojego ojca…
            – Tak?
            – Zarezerwuj sobie jutrzejsze popołudnie dla nas, dobrze?
            Gabriela zamrugała.
            – Macie jakieś specjalne plany?
            – Właściwie to tak. – Pani Szyler dotknęła dłonią włosów, jakby chcąc się upewnić, że dalej tam są, ciasno nawinięte na wałki. – Robimy wieczorem takie małe… przyjęcie… powitalne. – Wydawało się, że wypowiedziała to wszystko na bezdechu, byle szybciej mieć to za sobą.
            – Przyjęcie? Dla kogo? – zdziwiła się Gab.
            – Oczywiście, że dla ciebie! Skromny, kameralny grill dla paru znajomych i sąsiadów. Wszyscy chcą się z tobą zobaczyć. Ojciec już czaruje z karkówką, a ja zrobię twoją ulubioną sałatkę z kurczakiem!
            – Mamo… – Gabriela w ostatniej chwili ugryzła się w język. Była wegetarianką od paru lat, ale przecież nie musiała o tym mówić teraz. Zdobyła się na uśmiech. – Dziękuję. Nie trzeba było. Na pewno będzie miło.
            Pani Szyller ponownie cmoknęła powietrze i dmuchnęła w wyimaginowany pocałunek, by podryfował ku jej jedynemu dziecku.
            – Moja skromna córeczka! A teraz daj starej kobiecie zrobić się na bóstwo. Dobrej nocy, Gabrysiu.
            – Dobranoc, mamo.
            Gab zamknęła za sobą drzwi pokoju z wrażeniem, jakby właśnie odegrała – niezbyt dobrze – scenkę rodzajową w szkolnym teatrzyku.
            Następne pół godziny spędziła kręcąc się od jednej półki do drugiej i porządkując myśli. Brała do ręki przedmioty pokryte jedynie cieniutką, prawie niezauważalną warstewką kurzu i zastanawiała się, dlaczego rodzice poświęcali czas na utrzymanie jej starego pokoju w porządku, dlaczego nie przerobili go na gabinet czy biblioteczkę. Gdy w końcu usiadła przy biurku, niemal nie zauważając, że krzesło na kółkach jest dla niej stanowczo za niskie, znów czuła się spokojna i przygotowana. Zawsze przed rozpoczęciem pracy nad zebranym materiałem musiała poświęcić trochę czasu na uspokojenie mózgu, zazwyczaj zdyscyplinowanego, ale też trochę zahukanego po pierwszych rozmowach, które przeprowadzała w ramach przygotowania bazy pod artykuł. Teraz było nie inaczej; fakt, że sprawa, nad którą zamierzała się pochylić, dotyczyła też jej samej, wcale nie ułatwiał sprawy.
            Położyła notes na blacie z podkładką w uśmiechnięte żółwie, odetchnęła i w tym samym momencie komórka w jej kieszeni wściekle zawibrowała. Gab odebrała niemal automatycznie, nawet nie spojrzawszy na wyświetlany na ekranie numer.
            – Halo.
            Nikt nie odpowiedział.
            Gabriela odjęła telefon od ucha. Numer prywatny, informował napis.
            – Halo? – spróbowała jeszcze raz.
            Cisza.
            Gab wzruszyła ramionami i rozłączyła się. Nie zdążyła nawet odłożyć komórki na biurko – rozdzwoniła się ponownie: numer prywatny. Gabriela odebrała ze zmarszczonymi brwiami.
            – Halo!
            Nic.
            – Jeśli to jest jakiś głupi żart… – Gabriela zawiesiła głos i, nie doczekawszy się odpowiedzi, ponownie wcisnęła przycisk zerwania połączenia.
            Trzy sekundy później telefon znów wibrował. Tym razem przez chwilę trzymała aparat w dłoni, wpatrując się w ekran bez ruchu. Potem wyłączyła urządzenie.


            Przypadki się zdarzają, pomyślała. Ale nie dziennikarzom śledczym, byłym czy nie, którzy zaczynają węszyć.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...