poniedziałek, 10 października 2011

"To" Stephen King

"Tu na dole wszyscy pływamy"


Czego baliście się jako dzieci? Ptaka bądź rur odpływowych, chociaż nie macie pojęcia, dlaczego miałyby was przerażać? A może klauna, który, zamiast rozśmieszyć, wywołał odrazę i przerażenie? Wilkołaka, którego widzieliście w kinie? Cokolwiek to było, pamiętacie na pewno do dziś. Coś, co spędzało wam sen z powiek i wybijało z głowy pomysły takie jak nocny biwak w ogrodzie kolegi czy samotne spacery po lesie. Co byście zrobili, gdyby wasz strach ucieleśnił się, kiedy byliście dziećmi, a potem wrócił wiele lat później, chociaż wy straciliście już całą dziecięcą siłę? Ucieklibyście? A może spróbowalibyście przezwyciężyć strach?

Siedmioro dorosłych pochodzących z Derry w stanie Maine (które, jak powszechnie wiadomo, jest stanem przez Kinga faworyzowanym) stanęło przed takim właśnie problemem. Gdy byli dziećmi, stali się świadkami serii morderstw, dokonywanych przez tajemnicze To. Trudno określić, czym właściwie ono jest. Dla każdego z nich objawiało się pod inną postacią, jednak Temu niezmiennie towarzyszyło dławiące, paniczne przerażenie. Dwadzieścia kilka lat temu udało im się je pokonać. Teraz ponownie muszą zdobyć się na odwagę, którą wówczas mieli.

Stephen King dobrym pisarzem jest. Jak dobrym, mówi się różnie – lub wcale - ale z pewnością umie on tworzyć historie wraz z pełnym wyposażeniem. Co więcej, umie też oddziaływać swoim tekstem na czytelnika, a ta sztuka rzadko któremu autorowi się udaje. Tym razem King postanowił odwołać się do uczucia, które siedzi w nas najgłębiej: do strachu. Konkretniej rzecz ujmując, do strachu z dzieciństwa. Podczas lektury zadałam kilku osobom pytanie: czy boicie się klaunów? Sama nawet nie bywałam w cyrkach, więc jegomoście z pudrem na twarzy i pomarańczowymi pomponami przy kostiumie nie wydawali mi się straszni. Ponad połowowa moich rozmówców żywo – i ze zgrozą w oczach - potwierdziła. Zapytałam, co właściwie jest w tym klaunie takiego przerażającego. Nie umieli odpowiedzieć. I to jest właśnie sedno sprawy. Dzieci boją się, chociaż nie wiedzą czego, nie mają podstaw. Pokonanie strachu jest największym zwycięstwem, jakie można odnieść, mając dziesięć lat. Dorośli z kolei wszystkie swoje strachy racjonalnie wyjaśniają. Zamiast duchów boją się nowotworu albo Urzędu Skarbowego. King rozłożył uczucie przerażenia w obydwu przypadkach na czynniki pierwsze i pokazał je czytelnikowi od góry do dołu, mówiąc: sam dotknij, zobacz, jak to działa. Czytelnik wyciąga więc rękę, dotyka, nieznacznie blednie... a potem, odkładając książkę na szafkę nocną, odwraca ją okładką do dołu, bo z tej w drapieżnym uśmiechu wykrzywia się do niego wychylający się z kanałów klaun. (Tak, to wniosek z autopsji)

Siłą tej książki jest nie tylko sam strach we wszystkich tego słowa znaczeniach i przejawach, ale także złożoność całej historii. Podczas lektury poznajemy od podszewki bohaterów, a także ich rodzinne Derry, wraz ze wszystkimi jego urokami i brudami. Miasteczko jest opisane tak dokładnie, że mamy wrażenie, iż miejsce to istnieje naprawdę, a King pełni tylko rolę autora szczegółowego reportażu. Równocześnie obserwujemy mieszkańców Derry, z których najważniejsza jest oczywiście owa siódemka dzieci. Jak na tak dużą liczbę głównych bohaterów, King wykreował ich naprawdę po mistrzowsku, starannie, różnorodnie i z właściwą mu klasą. Bill jest nieco melancholijnym przywódcą całej grupki; Richie – mój faworyt – pełni rolę dyżurnego wesołka; Ben został wyposażony w doskonały zmysł architektoniczny oraz spory brzuch; Eddiego matka wychowuje na rasowego hipochondryka; Stan gra najdojrzalszego i, co za tym idzie, najbardziej racjonalnego z nich, ale nie zawsze wychodzi mu to na dobre; Mike musi radzić sobie z kłopotami związanymi z kolorem skóry; Beverly stara się nie nienawidzić swego ojca, który bardzo się o nią martwi, a troskę okazuje w dość osobliwy sposób. Każde z nich ma własne problemy, marzenia, radości, smutki i przede wszystkim strachy, które ich połączyły. I muszą pozostać razem, by pokonać...

....To. Klaun, wielkie ptaszysko, wilkołak, gigantyczna gałka oczna, trędowaty, głos w rurach. Do wyboru, do koloru. Jeśli nie wiesz, czego się boisz najbardziej, To ci pokaże. Ma tak wiele oblicz, jak wiele twarzy ma ludzki – dziecięcy – strach. Która jest najstraszniejsza z nich? Myślę, że klaun Pennywise. On bije na głowę niemal wszystkie literackie czarne charaktery, z jakimi dotąd się spotkałam. Z początku uśmiecha się, podaje pęk balonów, opowiada marny kawał, zaprasza do wspólnej zabawy, a potem nagle łapie za nadgarstek i ściąga do kanałów. Bo tam na dole wszystko unosi się w powietrzu, tam na dole wszyscy pływamy, a ty zaraz do nas dołączysz, ty też będziesz pływał...

Czy „To” jest najstraszniejszą książką Kinga? Nie wiem. Dla mnie, osoby stojącej już ponad dzieciństwem, ale nadal poniżej dorosłości, tak. Lekturę musiałam dzielić na części, które odgradzały od siebie całe miesiące. Nie byłam w stanie przeczytać jej jednym ciągiem, na co wpływ miały też zapewne pewne dłużyzny, których, ze względu na obszerność przedstawianej historii, autorowi nie udało się uniknąć. Dłużyzny te mają jedną zaletę: stanowią pozornie uspokajającą odskocznię od elementów właściwych wszystkim horrorom. Świadoma ułatwień, nadrabiałam takie szatkowanie lektury faktem, iż książkę brałam do ręki między północą a czwartą nad ranem. To jest opowieść, którą należy poznać w samotności, po ciemku, sam na sam z wymalowanym na okładce klaunem. Wówczas otrzymamy pełny obraz walki mieszkańców Derry z Tym; jeśli tylko zaprzężemy wyobraźnię do roboty, emocje sięgną poziomu, jakiego z pewnością nie wywoła żaden horror filmowy.

Jako podsumowanie przyznam jeszcze, że ostatnio zorientowałam się, iż obok drogi, którą niemal od dziesięciu lat przemierzam co rano, znajduje się wylot rury kanału. I wiecie co? Chyba zmienię trasę.

"To", Stephen King 
Data: 20 lutego 2011
Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...