piątek, 23 grudnia 2011

"Na glinianych nogach" Terry Pratchett


Fantasy sprawia wrażenie najbardziej wyeksploatowanego ze wszystkich podgatunków fantastyki. Tym samym każdy, kto pisze o krasnoludach, trollach, wampirach oraz uzbrojonych w ciut nieporęczne miecze strażnikach miejskich winien wprowadzić do powieści coś, co czytelnika zaintryguje. W przypadku dobrze wszystkim znanego (a jeśli nie, należy ten stan rzeczy jak najszybciej zmienić) Terry'ego Pratchetta owym czynnikiem zasysającym jest humor. A właściwie Humor – jedyny w swoim rodzaju.

„Na glinianych nogach” to kolejna powieść ze Świata Dysku, prezentująca ankh-morporską historię z miejskimi strażnikami w rolach głównych. Tym razem podkomendni sir (niestety, jak twierdzi sam zainteresowany) Samuela Vimesa usiłują rozwikłać zagadkę morderstw nieszkodliwych staruszków, podejrzanego zachowania golemów oraz zdecydowanie najbardziej problematycznego otrucia Patrycjusza, człowieka przez część mieszkańców miasta nielubianego, przez pozostałych znienawidzonego. Dodatkowo, najbliżsi współpracownicy komendanta nie mogą narzekać na brak prywatnych problemów, a i on sam musi zmagać się z gorączką tytułów i herbów szlacheckich czy przyjętym niedawno w szeregi straży krasnoludem-tranwestytą o zastanawiającym nazwisku Tyłeczek... Jakby to podsumował Paskudny Stary Ron: „demoniszcza, tysiącletnia wskazówka i krewetki!”.

Mnogość przeplatających się ze sobą wątków to cecha charakterystyczna opowieści o Ankh-Morpork. Większość z nich sprawia wrażenie pobocznych lub wręcz umieszczonych w tekście tylko dla sprawienia czytelnikowi frajdy, jednak w pewnym punkcie wszystkie łączą się ze sobą, tworząc całość zadziwiająco skomplikowaną jak na historię, której największy atut ma stanowić zagęszczenie absurdu. Pod niemal każdym z wątków kryje się bardziej lub mniej zabawne nawiązanie do naszej szarej rzeczywistości: krasnolud stroniący od topora, a za to wyrażający pewne zainteresowanie różnymi rodzajami szminek, przywodzi na myśl walkę o równouprawnienie kobiet (i krasnoludzic...?), zaś kwestia szacunku wobec siły napędowej golemów, która z pewnością nie jest życiem stworzonym przez jednego z bogów, to jednocześnie zwrócenie uwagi na problem zdefiniowania wolnej woli i sensu istnienia.

Dość o historii, teraz trochę na najistotniejszy temat w powieściach Pratchetta – absolutnie niepowtarzalny humor, wpleciony w całą opowieść z godnym podziwu kunsztem. Objawia się on nie tylko w kreacji miejsca akcji (miasto, w którym na rabunki trzeba mieć licencję, a chodzenie po rzece jest znacznie łatwiejsze od utonięcia w niej) i, wspomnianych wcześniej, postaci, bez wyjątku niepowtarzalnych i budzących sympatię, ale też w pojedynczych zdaniach-perełkach. W czasie lektury wielokrotnie miałam ochotę sięgnąć po notes i przepisać fragment, by potem, od czasu do czasu, poprawiać nim sobie humor. Zrezygnowałam, gdy zorientowałam się, że tak naprawdę warte przepisania jest pół książki...

Wielka jest w tym zasługa tłumacza. Piotr W. Cholewa po raz kolejny popisał się niesamowitym bogactwem językowym i wyobraźnią; często występującą grę słów i zwroty brzmiące przezabawnie po angielsku trzeba było zupełnie zmienić, by po polsku prezentowały się równie znakomicie. Dzięki tak dobremu przekładowi śmiało można powiedzieć, że nasza wersja tekstu, pod względem językowym, nie ustępuje oryginałowi.

W książkach z serii „Świat Dysku” wydawnictwo Prószyński i S-ka trzyma się jednolitej oprawy graficznej. I tym razem zachowano oryginalną okładkę – utrzymana w jaskrawej kolorystyce ilustracja Josha Kirby'ego intryguje pozornym bałaganem w kompozycji, charakterystycznym zresztą dla prac tego artysty. Wewnątrz również wszystko wygląda jak należy; oko cieszą rysunki herbów na pierwszej stronie i, tak dobrze znana fanom serii, ilustracja Dysku na następnej, miłym urozmaiceniem jest też pewne zróżnicowanie czcionek. Błędów w sztuce korektorskiej nie stwierdzono – słowem: wydanie pierwsza klasa.



„Na glinianych nogach” to idealna książka na ponure, późnojesienne wieczory. Z każdej strony bije optymizm, radosna ironia i charakterystyczny absurd, fabuła nie pozwala nawet na chwilę nudy, odsłaniając coraz to bardziej zaskakujące aspekty, a bohaterów po prostu nie sposób nie polubić – i wszystko to zostało podane w przezabawnym sosie. Jeśli więc przeczytasz „Na glinianych nogach” i ani razu się nie roześmiejesz, możesz uznać to za objaw głębokiej depresji. A jeśli nie przeczytasz... szybko zmień ten stan rzeczy.

Recenzja opublikowana także na Efantastyka.pl -> TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...