środa, 14 września 2011

"Fiolet" Magdalena Kozak

"Na górze Róże, na dole Fiołki,
Niedługo wszyscy pójdziemy w aniołki"

Mówcie sobie co chcecie - dla mnie polska fantastyka ma się naprawdę dobrze.

Z uwagi na fakt, że długość oczekujących na mnie w kolejce książek jest odwrotnie proporcjonalna do czasu, który jestem w stanie im poświęcić, starannie dobieram kolejne tytuły. "Fiolet" z początku znalazł się pomiędzy wymagającym niesamowitego skupienia (i późnej pory) tomiszczem, a przymusową lekturą szkolną w postaci e-booka na komórce. Już po kilkunastu stronach trafił na moje biurko w bardziej godnej formie: nowiutki, pachnący papierem egzemplarz z jeszcze błyszczącą okładką. Doszłam do wniosku, że warto poświęcić na Fiołka ciężko zarobione pieniądze. Dlaczego?

Najogólniejszy rys fabuły na twarzach większości potencjalnych czytelników wywołuje kpiący uśmieszek. No bo jak to brzmi: kosmiczne kwiaty zabijają tysiące ludzi na całym świecie? Ufole - jeszcze, jeszcze, ale kwiaty? Na litość boską, KWIATY?! To jeden z dwóch podstawowych zarzutów, które dyskwalifikują "Fiolet" w oczach wielu potencjalnych czytelników. I niesłusznie. Ja sama wszelkie koncepcje tworów z kosmosu, których życiowym celem jest podbicie naszej planety, traktuję z dużym dystansem. Mogę raz czy dwa obejrzeć w telewizji "Dzień Niepodległości" albo "Wojnę światów", tak dla odprężenia, ale czasu przeznaczonego na bardziej ambitne zajęcia nie poświęciłabym chyba żadnej literackiej wizji kolonizacji Ziemi przez ludziki z Marsa. Mimo to jednak kosmiczna forma bytu w samym środku Warszawy nie pozwoliła mi oderwać się od lektury ani na moment.

Kluczowym słowem jest tu "Warszawa". Myślę, że dla mieszkańców tego miasta lub ludzi, którzy tak jak ja z uśmiechem przyjmują wizję obracającego się w gruzy Dworca Centralnego, już samo miejsce akcji jest powodem, dla którego "Fiolet" warto przeczytać. Autorka sprawnie operuje nazwami ulic, placów, budynków, dokładnie przedstawiając drogę, którą poruszają się poszczególne postaci. I razem z nimi idzie czytelnik, przed oczami wyobraźni mając Marszałkowską, podziemia w Centrum, teren przed Pałacem Kultury. To nadaje książce pewną dozę interaktywności; widok tak dobrze znanych miejsc spowitych cieniem gigantycznej rośliny, z śmiercionośnym cyjanowodorem w powietrzu, może nieźle zaskoczyć. Wystarczy tylko zadziałać wyobraźnią i już dostajemy się do wnętrza całej tej historii.

Drugą, nie mniej ważną częścią fabuły i zarazem drugim zarzutem części czytelników są spadochroniarze. Poznajemy ich grupę od środka, bez zbędnych ceregieli. Autorka serwuje nam profesjonalne słownictwo, często pozostawiając czytelnika z chęcią wpisania w Google tego czy innego niezrozumiałego terminu. Do pewnego momentu jest to nieco irytujące - bohaterowie cieszą się w powietrzu jak dzieci podczas bitwy na jedzenie, a my już jesteśmy nawet gotowi poczytać jeszcze trochę o Fiołku, byle tylko nie musieć wertować cioci Wikipedii w poszukiwaniu uproszczonego schematu budowy spadochronu. A potem... Nic. Nagle przestaje to przeszkadzać. Co więcej, zaczynamy wyczekiwać następnego skoku. Ujmę to tak: za nic w świecie nie skoczyłabym na bungee; lęk wysokości chyba by mnie zabił. Po tej lekturze zaś jestem skłonna przemyśleć decyzję o skoku na spadochronie. Coś musi w tym niebie jednak być...

Oprócz tych dwóch punktów, które dla jednych są autami, a dla drugich skutecznymi straszakami, "Fiolet" ma jeszcze jedną zaletę. Jest nim styl pisania pani Kozak. Prosty, przejrzysty, potrafiący nie tylko wywołać na twarzy czytelnika uśmiech, ale także stworzyć napięcie. Na ostatnich stronach sięga ono zenitu; finał ma zabójcze tempo. Dodatkowo autorka w niezobowiązujący sposób serwuje nam mniejsze i większe informacje na temat uzbrojenia, militariów czy farmakologii, że o spadochronach nie wspomnę. Całości dopełniają bohaterowie: wspomniani wcześniej spadochroniarze, komandosi, gdzieś w tle przewijają się też zwykli mieszkańcy Warszawy. Sympatię czytelnika do Os, Drwali i Stróżów, ludzi odważnych, niezłomnych, gotowych do poświęcenia, wzmaga fakt, że wszyscy klną ja banda szewców i na dodatek jeszcze piją tyle, że owa banda miałaby dość po kilku minutach. Taki ich urok, przed którym nie sposób się obronić.

"Fiolet" jest moim zdaniem książką niedocenioną. Tkwi w niej jakaś trudna do sprecyzowania moc, która sprawia, że lektura ma w sobie coś oprócz rozrywki. Nie ukrywajmy: powieść ta ma być właśnie rozrywką. I jest - na wysokim poziomie. Blue skies!

"Fiolet", Magdalena Kozak
Data: 28.02.2011
Ocena: 7+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...