sobota, 30 lipca 2016

"Król lata" - część szósta

Część szósta
           
            Gabrieli Szyller łatwiej od tej pogawędki przy piwie prowadziło się konferencje dla zagranicznych gości, naszpikowane korpomową i okrągłymi, niewiele znaczącymi frazami żywcem wyjętymi z wodolejstwa coachów na szkolenia. Zaczynała się zastanawiać, czy świadczy to o jej rodzinnych stronach, czy może raczej o niej samej, odzwyczajonej od tak prozaicznych czynności jak niezobowiązująca rozmowa w barze.
            Odpowiedź, która przyszła jej do głowy, gdy oglądała swoje odbicie w zakrzywionej ściance szklanki, nie napawała optymizmem.
            – Czyli dowiedziałaś się dopiero teraz – rzekł Einstein, z namysłem kreśląc na stoliku kółka. Wodził za swoim palcem wskazującym wzrokiem, jakby obserwował zawodnika na torze żużlowym.
            – Rozmawiałam z rodzicami, ale oni i tak nie chcieli mi nic powiedzieć – odparła. – Gdyby nie to, że Paluch się wygadał, w ogóle nie miałabym o niczym pojęcia.
            – Może to i lepiej.
            Gab posłała Krzyśkowi wymowne spojrzenie i ponad jego ramieniem zobaczyła, że jeden z klientów baru mruga do niej, a siedzący obok brodacz szturcha kolegę w bok i coś mówi, teatralnie zasłaniając usta dłonią. Potem obaj wybuchnęli śmiechem, który na moment zagłuszył muzykę. Gabriela wróciła do kontemplacji szklanki.
            – Nie zwracaj na nich uwagi – poradził Krzysiek – bo się nie odczepią.
            – Nie przeszkadza im, że tak sobie tu siedzisz i pijesz piwo, zamiast stać za barem?
            – Przeciwnie. Dla stałych klientów, a w zasadzie tylko takich tu mam, zgrywam równego gościa. Jak ktoś będzie chciał coś zamówić, to po prostu podejdzie do lady i machnie na mnie ręką. Jestem barmanem, nie wartownikiem na służbie.
            – I właścicielem. Nigdy bym nie pomyślała, że na starość zajmiesz się prowadzeniem baru – zaśmiała się z lekką krępacją. – To jakiś rodzinny interes?
            Einstein rozłożył ręce na boki.
            – Ani trochę. Sam nie do końca wiem, jak to się stało, że ta buda jest moją własnością. Tyle dobrego, że nie dostałem w pakiecie żadnego kredytu. Nie jest to może żyła złota, ale się nie nudzę.
            – I pewnie poznajesz masą ciekawych ludzi.
            – Można tak powiedzieć. – Spochmurniał. Wyraźnie chciał czymś zająć ręce, wydłubał wykałaczkę z pojemnika na rogu stolika i zaczął ją obracać w palcach. – Słuchaj, Gab, wiem, że cię to nurtuje i widzę, jak krążysz wokół tematu, ale sprawa ze zniknięciem Artura Korzewskiego to dawne dzieje. Słyszałem, że przez jakiś czas byłaś dziennikarzem śledczym. Tu to nie przejdzie. Nikt już nawet nie pamięta, że cokolwiek się stało.
            – Paluch pamięta, jego rodzice na pewno też – zauważyła z przekąsem. – I ty.
            – Pamiętać i rozpamiętywać to nie to samo – żachnął się nagle. – Rozumiem, że możesz mieć wrażenie, że przez twój wyjazd ominęło cię wyjaśnienie całej sprawy. Otóż nie, nic nie zostało wyjaśnione. I nie zostanie, nigdy. Nie ma sensu w tym grzebać. Zresztą nie po to przecież przyjechałaś, prawda? Zjedz z rodzicami obiad, zrób grilla, poodwiedzaj starych znajomych...
            – Jednego z nich nie odwiedzę. – Nawet ją samą zdziwiła gorycz, która wkradła jej się do głosu.
            – Rany boskie, Gab! I co z tego? To było dziesięć lat temu! – Einstein rąbnął dłonią w stół, ale natychmiast się opamiętał. Niemal delikatnie odłożył wykałaczkę i sięgnął do kieszeni na piersi po długopis. – Zapiszę ci adres Benedykta. Nadal tu mieszka, ale przeprowadził się do nowego domu. Sam postawił. Jak zobaczysz tę jego willę, to moja knajpa wyda ci się niczym. – Uniósł na nią wzrok znad pomazanej krzywym pismem serwetki. Sprawiał wrażenie zmęczonego i zniechęconego, chociaż starał się przywołać  uśmiech, który niegdyś prawie nie schodził z jego twarzy. – Ale jeśli on nie będzie chciał z tobą rozmawiać o Arturze, to już nikogo o to nie męcz, dobrze? Nie warto.
            Gabriela ugryzła się w język, zanim przyszła jej do głowy nie do końca uprzejma odpowiedź. Odebrała podaną serwetkę.
            Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że w jej rodzinnych okolicach, niedaleko Warszawy, ale jednak na uboczu, spotka się z małomiasteczkową ścianą milczenia i odskakiwaniem od przykrych tematów, jakby parzyły, to tylko wzruszyłaby ramionami. To się zdarza, ale przecież nie tutaj, prawd? Są sprawy ciężkie, objęte w jakimś stopniu społecznym tabu albo wręcz toksyczne, których nikt nie chce poruszać i Gab doskonale to rozumiała. Ale zaginięcie chłopca dziesięć lat wcześniej? Co w tym wymaga wykonywania histerycznych uników? Co tak drażni, co wywołuje silne emocje, skoro, jak powiedział Einstein, nagle blady na twarzy, „nie warto”?


            O nie, jest zupełnie inaczej. Einstein, cokolwiek chciał osiągnąć, odniósł odwrotny skutek. Teraz Gabriela wiedziała, że nie znajdzie spokoju, póki nie rozgrzebie dawnych wydarzeń, żeby zobaczyć, co kryje się pod nimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...